Okres przygotowań trwający od października był strasznie zwariowany. Wynikało to z dość napiętego kalendarza imprez pływackich, ponieważ tak naprawdę od listopada średnio co dwa tygodnie coś się działo dlatego trzeba było wybrać priorytetowe zawody, do których chciałam być najlepiej przygotowana. Brzmi to dość łatwo, jednak w praktyce przygotowanie zawodnika do trzech ważnych imprez w przeciągu trzech miesięcy to nielada wyzwanie, którego nie każdy chce się podjąć, a w szczególności, gdy chodzi o mało popularny sport, na którym raczej się nie zarabia zbyt dużych pieniędzy. Jednak nie pieniądze odgrywają tu najważniejszą rolę, tylko pasja i cel, który ona wyznacza. Dlatego na początek tej historii ze szczerego serca dziękuję przede wszystkim moim Trenerkom, Rodzinie, Psycholog sportowej oraz Fizjoterapeucie, z którymi współpracuję już kilka ładnych lat oraz wszystkim dobrze życzącym mi znajomym, zawsze trzymającym za mnie kciuki, tym ze świata pływackiego i z poza niego. Dziękuję za to, że bez względu na to czy mi dobrze szło czy nie, zawsze trzymacie kciuki i pomagacie mi w drodze do osiągania marzeń i celów.
Co do tych celów ostatnim z nich okazały się być Mistrzostwa Świata w Zimowym Pływaniu IWSA, odbywające się między 03-09.02.2020 r na Jeziorze Bled na Słowenii. Myślę, że jest to jedno z piękniejszych miejsc, gdzie przyszło mi ścigać się z Zimowymi Pływakami z całego świata. Jezioro wkoło otoczone jest Alpami Julijskimi a na jego środku znajduje się wyspa nazywana Blejskim Otokiem, na której stoi kościół pielgrzymkowy pod wezwaniem Wniebowzięcia Marii Panny. Na jednej ze skarp otaczających jezioro widnieje zamek Bledzki co dodaje dodatkowego uroku temu miejscu. Kto by pomyślał, że dodatkowo w środku zimy na tym jeziorze umieszczony zostanie 25 basen, na którym w wodzie o temperaturze 5°C ścigać się będzie 1042 zawodników z 36 różnych Państw.
Na Słowenię przyjechałam samochodem wraz z Tatą oraz Grzesiem Mówińskim i Markiem Rotherem. Jadąc tam byliśmy świadomi, że to drogi kraj, jednak nie sądziliśmy, że od samego początku będziemy za wszystko płacić. Kiedy przekroczyliśmy granicę, stanęliśmy na bramkach, które otwierały się po wpłaceniu 7,5 €. Następnie jechaliśmy przez 7 km tunelem. Kiedy zatrzymaliśmy się na stacji, poszłam do kasy i nieśmiało zapytałam, czy ten bilet za 7,5 € to winieta. Okazało się, że zapłaciliśmy tylko za przejazd przez tunel a winietę możemy sobie kupić za 15 €, dlatego potraktujcie to jako wskazówkę podróżniczą, aby takie rzeczy kupować jeszcze po stronie Austriackiej, bo są po prostu tańsze. Na miejsce dojechaliśmy ok. 3.15 nad ranem a chłopaki mieli startować na 1 km o 11.00. Na całe szczęście przesunięto godzinę startu na 14.00, dlatego mieli jeszcze sporo czasu, aby się zregenerować po podróży. Co więcej zaczął padać obfity deszcz i była burza, co spowodowało dodatkowe opóźnienie zawodów. Zimowe pływanie, deszcz i burza brzmi trochę absurdalnie, jednak tym razem pogoda trafiła Nam się totalnie odmienna niż rok temu w Murmańsku. Najważniejsze jest jednak to, że woda spełniała swoje założenia. Jeszcze tego samego dnia odbyło się oficjalne otwarcie Mistrzostw Świata, z regulaminu wynikało, że aby móc w nim uczestniczyć należało kupić bilet za 20 €, pomyślałam, że fajnie byłoby być na paradzie narodowości, dlatego zdecydowałam się na ten zakup. Nie będę jednak ukrywać faktu, że byłam rozczarowana, ponieważ okazało się, że na paradę wpuszczano każdego, a po paradzie w białym namiocie odbywało się przyjęcie powitalne, na którym poczęstowano nas sokiem, rozdrobnionymi naleśnikami z rodzynkami i ciastem. Kiedy wróciliśmy do domu tak naprawdę wszyscy byliśmy zmęczeni podróżą, więc wcześnie poszliśmy spać, aby zregenerować się przed kolejnym dniem.
Generalnie sama wioska zawodów wyglądała bardzo ładnie. Była tam duża sauna, w której temperatura była dużo niższa niż w klasycznym przypadku, co sprawiało, że po starcie na spokojnie od razu można było tam wejść, ogrzać się i przebrać. Co więcej niedaleko basenu stał duży namiot, również ogrzewany, w którym można było oczekiwać na swoje starty. Szatnie były schludne i zadbane, znajdowały się tam również prysznice z ciepłą wodą. Fakt, który mi się nie podobał był taki, że pomimo obowiązującej zawodników opłaty startowej nie było ogólnodostępnej herbaty w wiosce zawodów. Można było ją otrzymać jedynie zaraz po starcie lub kupić ją w barze, gdzie kosztowała 2 €, dlatego zdaliśmy się na termosy i własne jedzenie.
Procedura startu wyglądała w następujący sposób. Każdy zawodnik miał swój paszport, na którym znajdowała się rozpiska startów zawierająca zgłoszone dystanse, numer serii, numer toru, oraz godzinę stawienia się do szatni, potem do pokoju, gdzie ustawiano nas w odpowiedniej kolejności. Stamtąd szliśmy do namiotu tuż przy basenie, gdzie siedziały już tylko trzy serie. Następnie ruszaliśmy bezpośrednio na swój tor, gdzie rozpoczynał się wyścig na dziesięcio torowym zimowym basenie.
Pierwszego dnie moich startów ścigałam się na dystansie 100 m stylem klasycznym oraz 200 m stylem dowolnym. Pamiętam, jak siedziałam w namiocie przed startowym i oglądałam transmisję z wyścigu poprzedzającej mnie serii. Płynęła w niej Marion Joffle z Francji, która jest bardzo dobrą pływaczką. Kiedy zobaczyłam jej wynik dosłownie pomyślałam sobie: „O kurde, ale dowaliła czas.” Popłynęła 4 s szybciej od rekordu świata. Nie mając nic do stracenia, weszłam do wody i myśląc o niczym popłynęłam niecałą sekundę szybciej od Marion. Wynik jaki uzyskałam jest moim nowym zimowym rekordem życiowym, wynosi 1:20:94 i nie ukrywam, że bardzo mnie zaskoczył i chyba nie tylko mnie. Pomiędzy startami miałam dość długą przerwę, dlatego wróciłam do domku, gdzie wynajmowaliśmy pokój, ponieważ znajdował się zaledwie 300 m od miejsca startów. Tam odpoczywałam oglądając transmisję i zajadając się rodzynkami i orzechami. Godzinę przed startem udałam się na basen, aby zacząć procedurę przygotowań. Płynęłam w serii z bardzo dobrymi i utytułowanymi zawodniczkami z różnych stron świata między innymi z Victorią Mori, Eliną Makkinen, moją koleżanką z Polski Hanią Bakuniak, Nikolą Kopecką, Pavliną Novakową, Elizavietą Chizhovą, Cathariną Hoegdal i Ailen Lascano Micaz. Serię przed nami startowała rekordzistka i mistrzyni świata na dystansie 1 km Alisa Fatum, dlatego od początku po prostu trzeba było zasuwać. Podobnie jak w przypadku poprzedniego wyścigu byłam mile zaskoczona moim rezultatem, ponieważ ostatecznie zdobyłam srebrny medal w kategorii open z czasem 2:22:46 zaraz za Alisą Fatum, której póki co mogłam tylko popatrzeć na stopy, ponieważ osiągnęła wynik 2:16:18. Co nie zmienia faktu, że cieszyłam się z mojego progresu.
Kolejny dzień również dostarczył wielu pozytywnych emocji. Startowałam wtedy na dystansie 50 m stylem klasycznym. Jest to konkurencja, na której dwa lata temu w Tallinie ustanowiłam rekord świata. Tym razem nie czułam się jednak zbyt pewnie na krótkich dystansach, nie zmieniało to jednak faktu, że byłam nastawiona pozytywnie i walecznie. Tym razem szybsza okazała się być Marion z Francji, która w tym roku reprezentowała znakomitą formę przede wszystkim na dystansach sprinterskich. W związku z tym, że na 50 klasycznym były rozgrywane finały, popołudniu czekał mnie jeszcze jeden start, który ukończyłam w efekcie na czwartej pozycji w kategorii open, jednocześnie poprawiając rezultat z eliminacji. W związku z tym, że mieliśmy trochę czasu, wraz z Tatą i Grzesiem poszliśmy na spacer po okolicy. Cieszę się, że pomimo napiętego harmonogramu startów udało mi się zobaczyć całe jezioro Bled z punktu widokowego Ojstrica, znajdującego się na wysokości 611 m.n.p.m. To miejsce słynie z drewnianej ławki, na której, gdy się usiądzie widać piękne, o krystalicznie czystej wodzie jezioro otoczone górami oraz lasami. Co prawda nic poza tym miejscem nie udało mi się zwiedzić, ale widok był tak piękny dlatego cieszę się, że dotarliśmy chociaż tam.
Kolejny dzień był również bardzo pracowity, ponieważ miałam wtedy dwa starty, jeden z nich był moim koronnym i liczyłam jeszcze na dodatkowy finał. Tak naprawdę nie mogłam już się doczekać, ponieważ dystans 200 m stylem klasycznym jest jednym z moich ulubionych, jednak wcześniej czekało mnie jeszcze 25 klasycznym. Jeśli chodzi o sprint, myślę, że dużo mogłabym zyskać, gdybym poprawiła reakcję startową oraz wybicie z drabinki, jednak pomimo to cieszę się z uzyskanego wyniku, ponieważ poprawiłam swoje sprinty ostatecznie kończąc ten start na trzeciej pozycji w kategorii open oraz swojej wiekowej B. Przed dwusetką żabą stresowałam się chyba najbardziej, pewnie dlatego, że bardzo chciałam, aby mi dobrze poszło. Nie był to jednak zjadający stres, ale taki pozytywny nakręcający do wyścigu. W zimnej wodzie fajne jest to, że gdy już się do niej wejdzie to skupia się wtedy tylko na stanie obecnym, w związku z tym, z czystą głową wystartowałam i nie mając nic do stracenia zaczęłam dość odważnie. Moim celem było zejście poniżej trzech minut, czułam, że jestem w stanie to zrobić, kiedy dopłynęłam do mety i zobaczyłam rezultat 2:53:71, będący nowym rekordem świata byłam podobnie zadowolona jak po starcie a 100 m stylem klasycznym. Po prostu zaskoczyłam sama siebie. Tak naprawdę ten dzień był pracowity również dla mojego Taty, ponieważ w tym roku odważył się wystartować na 25 m stylem klasycznym w swojej grupie wiekowej. Myślę, że ten start dał mu wiele satysfakcji, gdyż każdy po wyjściu z takiej wody jest zadowolony. Jak to mówi Boguś Ogrodnik: „Jedni się cieszą, że przeżyli, a drudzy, że wygrali”. Jednak wygrać nie trzeba tylko medalu, można wygrać o wiele więcej rzeczy takich jak satysfakcja, doświadczenie i wspomnienia.
Zawody trwały dość długo, dlatego ceremonia medalowa zakończyła się po zmroku. Jeszcze ten sam wieczór miał być poświęcony prezentacji, dotyczących historii Zimowego Pływania w różnych Państwach. Myślę, że wiele osób było zmęczonych dlatego ten moduł nie doszedł do skutku, jednak wraz z Finkami ich rodziną i kilkoma innymi znajomymi zrobiliśmy taką prezentację, w domu wynajmowanym przez Elinę i Lottę. Było bardzo zabawnie i miło spędziliśmy ten czas, dowiadując się ciekawych rzeczy o różnych krajach i zwyczajach w nich obowiązujących. Trzeba przyznać, że grono sportowców, z którymi spędzałam czas było bardzo zdyscyplinowanych i ok 20.00 rozeszliśmy się, aby zregenerować przed kolejnymi startami.
Ostatni dzień to był chyba jeden z bardziej emocjonujących dni zawodów, ponieważ rozgrywane były wtedy wyścigi sztafetowe. Poprzedzone one były jednak 25 m stylem dowolnym, który ukończyłam na 4 pozycji w kategorii B oraz po finale 6 w kategorii open. Tym razem poprawiłam start. Oparłam się nogami wyżej niż zwykle, co pomogło mi wykonać bardziej efektywne i mnie spóźnione odbicie, dlatego jeszcze troszkę poprawiłam swój czas. Chcę wspomnieć, że na tym dystansie również wystartował mój Tata. Kiedy wyszedł z wody okazało się, że to była dla niego wielka przygoda, ponieważ najpierw pękł mu czepek, jednak szybko dałam mu drugi, a potem na starcie przeciekły mu okulary. Co prawda było to tylko 25m metrów, jednak zimna woda w oku to prawdziwy dyskomfort. Jednak jeśli myślicie, że był smutny to jesteście w błędzie, bo jak wcześniej wspominałam zimna woda dodaje uśmiechu. Wracając jednak do sztafet, wiąże się z nimi pewna historia. Okazało się, że wielu drużyn nie było na listach startowych z niewiadomych powodów, dlatego na szybko je aktualizowano i wszystkie dopisane drużyny zarejestrowano jako Breaststroking Badgers, nie pytajcie dlaczego, tego nikt nie wie. W każdym razie dodatkowo przy naszym teamie napisano, że jesteśmy Rosyjską sztafetą. Hmm… i znów musieliśmy wszystko korygować, dlatego nie zdziwcie się, gdy w jakiejś prasie zobaczycie takie dane. Wystartowałam w sztafecie na 4×25 m stylem klasycznym wraz Wilhelmem Gromiszem, Michałem Perlem oraz Remkiem Gołębiowskim, wspólnie wywalczyliśmy brązowy medal w pierwszej kategorii wiekowej, czyli poniżej 151 lat (suma wieku uczestników sztafety). To jednak ni wszystko, ponieważ wraz z Piotrkiem Biankowskim, Grzesiem Mówińskim i Markiem Rotherem startowaliśmy na 4×25 dowolnym w kategorii wiekowej 2, czyli powyżej 151 lat. Wspólnie zajęliśmy 5 miejsce kategorii.
Zawody dobiegały końca, dekoracje dość szybko się zakończyły, więc mieliśmy dużo czasu, aby się spakować i przygotować do gali kończącej zawody. Po samej gali nie spodziewałam się nie wiadomo czego, biorąc pod uwagę, że pierwsza nie była warta pieniędzy, jakie trzeba było zapłacić, aby tam być. Tym razem nie byłoby bardzo źle, gdyby w cenie biletu zapewniona było chociaż czysta woda do picia. Ją jednak można było kupić za 3 € i była zaledwie o 0,5 € tańsza niż wino. Jednak nie analizując już tych kosztów muzyka była dość spoko a w dodatku grała kapela na żywo. Wyglądało to jak koncert. Wspólnie mogliśmy na spokojnie porozmawiać i spędzić czas ze znajomymi, których zobaczymy prawdopodobnie dopiero w kolejnym sezonie.
Przyszedł dzień wyjazdu. Musieliśmy opuścić dom, którego nie miałam okazji wcześniej opisać, a był równie ciekawym elementem wycieczki. W celu najlepszego zobrazowania go, wyobraźcie sobie samotny domek czarownicy z Jasia i Małgosi stojący w dolinie na polanie. Różnica była taka, że nie miał on pierników na wierzchu. Nawet sama gospodyni wyglądała trochę jak czarownica, ale taka nie groźna. Miała długie falowane siwo-brązowe włosy, oczy podkreślone czarną kredką ochrypły głos. Miała czarnego kota i psa Lessi. Mieszkaliśmy na poddaszu, gdzie wszystko było wykonane z drewna, podłoga skrzypiała przy chodzeniu, na ścianie wisiał obraz z czarnym kotem o żółtych oczach, na półkach stały świece a z sufitu zwisały jakieś ususzone rośliny. W powietrzu unosił się dziwnie słodkawy zapach. Z początku wyglądało to trochę dziwnie, ale było to miejsce zaakceptowane przez organizatorów, oferta była również wystawiona na bookingu i nie mieszkaliśmy tam sami bo naprzeciwko byli zawodnicy z Gruzji, dlatego było raźniej. Jednak po prawie tygodniowym pobycie tam, oczywiście jeśli ktoś lubi ciszę i spokój, polecam Homestay Vito, który z mojego opisu, będącego tak naprawdę pierwszym wrażeniem, może nie wygląda zachęcająco, jednak w rzeczywistości prezentuje się zupełnie inaczej.
Główna Zimowa impreza pływacka dobiegła końca, teraz czas na regenerację przed sezonem letnim, ale jeszcze zanim lato czeka mnie start podczas Gdynia Winter Swimming Cup. Są to pierwsze zawody z cyklu Zimowego Pływania pod patronatem IWSA w Polsce.
Łącznie zdobyliśmy 35 krążków w różnych kolorach w różnych kategoriach wiekowych w tym 9 w kategorii open. Poniżej trochę statystyk:
50 dowolnym:
- srebro: Wilhelm Gromisz, Aldona Prusinowska
- brąz:Michał Perl, Remigiusz Gołębiowski
1000 dowolnym:
- srebro: Marek Rother, Hanna Bakuniak
- brąz: Piotr Biankowski
25 motylkowy:
- złoto: Wilhelm Gromisz
- srebro: Michał Jagiełło
- brąz: Renata Polańczyk, Michał Perl
100 klasycznym:
- złoto: Aleksandra Bednarek
- srebro: Anna Suszyńska
- brąz: Edward Witas, Michał Perl
200 dowolnym:
- srebro: Renata Polańczyk, Aleksandra Bednarek, Marek Rother
50 klasycznym:
- srebro: Aleksandra Bednarek, Michał Perl
100 dowolnym:
- srebro: Aldona Prusinowska, Marek Rother
450 dowolnym:
- srebro: Marek Rother
25 klasycznym:
- brąz: Aleksandra Bednarek, Lech Bednarek
200 klasycznym:
- złoto: Aleksandra Bednarek
- brąz: Edward Witas
25 dowolnym:
- złoto: Zbigniew Choiński
- srebro: Michał Jagiełło
- brąz: Aldona Prusinowska, Michał Perl, Lech Bednarek
sztafeta 4×25 klasycznym brąz
- Aleksandra Bednarek
- Michał Perl
- Wilhelm Gromisz
- Remigiusz Gołębiowski
sztafeta 4×25 dowolnym srebro
- Hanna Bakuniak
- Michał Perl
- Michał Jagiełło
- Remigiusz Gołębiowski